Kontakt +48 91823 87 60
Chodzenie w Duchu – chodzenie w mocy – zapowiedź nowego wydania

Chodzenie w Duchu – chodzenie w mocy – zapowiedź nowego wydania

Chodzenie w Duchu – chodzenie w mocy
Droga do objawienia

Dopiero w dorosłym wieku sięgnąłem po Boży plan dla mojego życia. Gdy byłem dzieckiem, nie było nikogo, kto mógłby mnie tego nauczyć. Moja matka była, jak sam to określam: „cyklicznym alkoholikiem”. W wieku pięćdziesięciu lat zmarła na marskość wątroby.
Mój ojciec był dzieckiem kaznodziei, lecz dowiedziałem się o tym wiele lat po tym, gdy już jako dorosły człowiek sam odpowiedziałem na Boże powołanie do służby. Okazało się, że odszedł w świat i znaczną część swojego życia spędził w więzieniu. Gdy byłem mały, pojawiał się i znikał. Gdy byłem starszy, mama powiedziała mi, że rozstała się z nim, gdy miałem dwa lata, ponieważ bardzo mnie bił.Chodzenie w Duchu - chodzenie w mocy, Dave Roberson - okładka
Pamiętam, jak ukrywałem pod łóżkiem samolot zabawkę. Mama zaoszczędziła na zakupach, aby mi go kupić. Gdy tata był w domu, musiałem go chować. Zawsze straszył mnie mówiąc:
– Strzelę do ciebie ze strzelby naładowanej solą!
Bicia za bardzo nie pamiętam. Gdy dorastałem, miałem wielu tymczasowych ojców, którzy pojawiali się i znikali. Ich także nie bardzo pamiętam. Czasami sąsiedzi zabierali mnie, mojego brata i dwie siostry, szorowali nas, pakowali do samochodu i zawozili do kościoła. Byliśmy zaniedbanymi dziećmi.

Rozwiązanie?

W końcu dziadek wziął nas do siebie. W czasie moich szkolnych lat harowałem jak wół, i jeśli mówię o pracy, naprawdę mam na myśli pracę! Zanim trafiłem do Marynarki Stanów Zjednoczonych, miałem świetną kondycję fizyczną. Nigdy nie ćwiczyłem, nie zrobiłem w życiu nawet jednego przysiadu czy pompki, a mimo to wygrałem zawody zapaśnicze na moim okręcie! Zaproponowano mi także boksowanie w reprezentacji marynarki. Cała moja kondycja wzięła się z tego, że dziadek od najmłodszych lat zapędzał mnie do ciężkiej pracy.
Dziadek był zwolennikiem starej, surowej szkoły wychowywania dzieci. Nigdy nie słyszałem za wiele na temat Bożej miłości. Nigdy także niczego nie posiadałem. Przy każdej okazji dziadek mi powtarzał:
– Nigdy nie dojdziesz do czegokolwiek. Nigdy! Dorośniesz i nie będziesz lepszy od swojego ojca, Robersona.
Gdy miałem szesnaście lat, mój przyjaciel, który także był synem kaznodziei, namówił mnie do chodzenia do Kościoła Zielonoświątkowego. Powód był prosty: mieliśmy tam spotykać się z dziewczętami. Po nabożeństwie chodziliśmy do baru na „jednego”.
Kazania pastora nie wzruszały mojego przyjaciela, ale zaczęły dotykać mnie. Pewnego wieczoru byłem tak poruszony, że po zakończeniu nabożeństwa poszedłem do domu pastora.
Zapukałem do drzwi. Gdy otworzył, powiedziałem:
– Myślę, że ze mną jest coś nie tak.
– To przekonanie od Boga – odparł pastor – Powinieneś przyjąć Jezusa Chrystusa jako swojego osobistego Zbawiciela.
Następnie uklękliśmy obok krzesła i poprowadził mnie w modlitwie pokuty. Wyszedłem z domu pastora lekki i szczęśliwy. Podczas następnego spotkania z moimi przyjaciółmi odmówiłem picia alkoholu. Niestety, nikt z kościoła się mną nie zajął i nie pomógł przyjąć chrztu w Duchu Świętym. Nikt mi także nie pomógł wzrastać w Bogu. Moje dobre intencje trwały więc tylko dwa tygodnie i znowu wróciłem do rozrywkowego stylu życia.
Gdy miałem siedemnaście lat, rzuciłem szkołę i na dobre opuściłem rodzinny dom. Wtedy zaciągnąłem się do marynarki. Krótko po odbyciu służby wojskowej powróciłem do Boga w kościele, który kładł mocny nacisk na uświęcenie. Tam właśnie spotkałem moją przyszłą żonę Rosalię.
Ludzie ci uczyli mnie, że mój Ojciec Niebieski postępuje ze mną w podobny sposób, jak mój naturalny ojciec – karze mnie za moje błędy. Uczyli mnie więc religijnego legalizmu, chociaż nie mogłem tego zrozumieć. Myślałem: Cóż, straciłem jednego ojca i teraz mam innego!

Kaznodzieja z tartaku

Pierwszego roku po przyjęciu zbawienia, miałem trudności z trwaniem w Bogu. Jednak wkrótce po poślubieniu Rosalii zostałem ochrzczony w Duchu Świętym i nigdy już nie wróciłem do bezbożnego życia. Nigdy nie chciałem do niego wrócić.
Kilka lat później przeprowadziliśmy się do małego miasteczka w stanie Oregon o nazwie LaPine, gdzie jedynym kościołem była mała grupa „uświęceniowców”. Mieli oni surowsze zasady niż kościół, z którego przyjechaliśmy. Nie było tam innych kościołów ani chrześcijańskich zgromadzeń. Znalazłem sobie pracę w tartaku i tam zacząłem głosić!
Chociaż każdy z moich współpracowników z tartaku żył w grzechu, Bóg wzmacniał mnie i trwałem w wierze. Piekło rzuciło przeciwko mnie wszystko, co tylko możliwe, aby mnie oddzielić od mojego Ojca. Jednak Jego ręka czuwała nade mną.
Od czasu do czasu jakiś kaznodzieja organizował spotkania przebudzeniowe w naszej okolicy. Wtedy cała siódemka mężczyzn, którzy wraz ze mną pracowali w tartaku, szła na te spotkania. Wiele trudu włożyłem w to, aby ich do tego przekonać.

Wizja, która popchnęła mnie do służby

W wieku trzydziestu lat wciąż miałem wyobrażenie, że mój wzrost polega jedynie na wewnętrznym rozwoju. Nigdy do niczego nie zmierzałem. Nigdy nie zasługiwałem na nic, oprócz kary.
Narodziłem się na nowo i byłem bardzo głodny i spragniony Boga. Wiedziałem w swoim sercu, że byłem powołany do głoszenia ewangelii. Nie wiedziałem jednak, jak i czy w ogóle Pan mnie użyje. Byłem „uświęceniowcem”, człowiekiem zagubionym w religijnym legalizmie.
Kochałem jednak Boga całym sercem i On ulitował się nad moją duszą. Dał mi wizję, która popchnęła mnie do służby. Nie było to przeżycie spowodowane nadmiernym obżarstwem poprzedniego wieczoru – to było realne.
Nigdy tego nie zapomnę. Mieliśmy już za sobą kilka przeprowadzek, a wtedy mieszkaliśmy w Oakridge, gdzie kontynuowałem pracę jako drwal w lokalnym tartaku. Pewnego razu, wcześnie rano obudziłem się w Bożej obecności. Otworzyłem oczy spodziewając się zobaczyć znajomą sypialnię. Zamiast tego dostrzegłem ogromne zgromadzenie. Na podium znajdowało się wiele osób na wózkach inwalidzkich. Ja siedziałem w trzecim rzędzie, po lewej stronie sali.
Jeden z liderów prowadził uwielbienie. Było w tym spotkaniu coś niezwykłego i skądś wiedziałem, że to jest spotkanie, które sam prowadzę.
Po skończonym uwielbieniu prowadzący podszedł do pulpitu i powiedział: – A teraz nasz ewangelista…
Mówiąc to spojrzał w moją stronę. Miałem otwartą Biblię na Liście Judy wersety 20-21. Później ten fragment stał się początkiem mojej służby!

Ale wy, umiłowani, budujcie siebie samych w oparciu o najświętszą wiarę waszą, módlcie się w Duchu Świętym, zachowajcie siebie samych w miłości Bożej, oczekując miłosierdzia Pana naszego Jezusa Chrystusa, ku życiu wiecznemu.
List Judy 20-21

Gdy jednak zacząłem podnosić się z miejsca, prowadzący odwrócił się w stronę kurtyny. Kobieta o blond włosach wyszła na podium. To było oczywiste, że była pełna Bożej miłości, a namaszczenie – moc Ducha Świętego – płynęło od niej jak miód. Było tak namacalne i wspaniałe, że prawie można było go dotknąć! Opadłem na swoje krzesło i zupełnie zabrakło mi wiary. Wiedziałem, że to miało być moje spotkanie.
Kobieta wzięła mikrofon i zaczęła wspaniale usługiwać Bożą łaską. Wtedy zamanifestowała się Boża moc i wszyscy, którzy siedzieli na wózkach inwalidzkich, powstali. Podium napełniło się ludźmi wyznającymi Jezusa jako Zbawiciela. Całe nabożeństwo było pełne mocy i namaszczenia.
Kiedy spotkanie skończyło się i wszyscy ludzie już wyszli, zostaliśmy tylko we dwoje, ja i ta kobieta. Spojrzała prosto na mnie i powiedziała: – Nie wiem dlaczego Bóg dał mi taką służbę – jeden z was, kaznodziei, musiał chyba zawieść.
Ocknąłem się cały się trzęsąc. Obudziłem Rosalię i opowiedziałem jej wszystko, co zobaczyłem w widzeniu. Zdecydowałem, że nie mogę już tak dłużej żyć, rozdzierany pomiędzy moim powołaniem do głoszenia i głębokim poczuciem niegodności. Moje wnętrze było rozdarte.
Powiedziałem żonie: – Muszę odpowiedzieć na moje powołanie do służby. Czy pójdziesz ze mną, nawet jeżeli będziemy jedli fasolę, spali pod drzewem lub ubierali dzieci w jutowe worki? Rosalia odpowiedziała twierdząco. Razem więc zdecydowaliśmy, że bez względu na cenę, będziemy zmierzać w kierunku Boga. Dwa tygodnie później zrezygnowałem z pracy w tartaku i rozpocząłem swoją służbę.

 

W październiku 2017 ukaże się nowe wydanie najpopularniejszej książki Dave’a Robersona pt. Chodzenie w Duchu – chodzenie w mocy – istotna rola modlitwy w językach. To już IV wydanie tej pozycji na polskim rynku.

 

 

Powiązane