Kontakt +48 91823 87 60
Sekret prawdziwego szczęścia –  ciesz się życiem codziennym

Sekret prawdziwego szczęścia – ciesz się życiem codziennym

Ciesz się życiem codziennym

 Jedyne życie, jakim możesz się cieszyć, to twoje własne. To stwierdzenie może wydawać się tak oczywiste, że nie potrzeba w ogóle tego mówić, ale pomyśl nad tym. Jednym z podstawowych powodów, dla których wielu ludzi nie cieszy się swoim życiem, jest fakt, że nie są zadowoleni z życia, które mają. Gdy mówię do nich na temat radości życia, pierwsza myśl, jaką mają, jest taka: Gdybym miał twoje życie, Joyce, to umiałbym się cieszyć! Zamiast wyjść naprzeciw rzeczywistości swojego życia, ludzie ci spędzają czas na rozmyślaniu: Chciałbym wyglądać jak Ten-i-Ten. Chciałbym mieć taką pracę jak Ten-i-Ten. Chciałbym być żonaty. Chciałabym, żeby w moim małżeństwie nie było tylu problemów. Chciałabym mieć dzieci. Chciałabym, aby dzieci były już dorosłe. Chciałbym mieć nowy dom. Chciałabym mieć mniejszy dom, bo tyle w nim sprzątania. Chciałbym mieć wielką służbę…

Tak naprawdę, pierwszym krokiem do tego, by cieszyć się naszym codziennym życiem, jest zaakceptowanie życia, które otrzymaliśmy. Nie możemy pozwolić, by zazdrość bądź porównywanie się sprawiały, że stajemy się nieobecni w naszym własnym życiu, z tego powodu, że chcemy mieć życie kogoś innego.

Mądry król Salomon napisał w Księdze Kaznodziei 5:17,18 (AMP):

„Oto, co uznałem za dobre i stosowne: aby człowiek jadł i pił i był zadowolony podejmując jakąkolwiek pracę, którą wykonuje podczas krótkiego swojego życia, które mu dał Bóg – bo to jest jego los [przeznaczona mu część]. Również gdy Bóg daje człowiekowi bogactwo i majętności i pozwala mu korzystać z tego, i mieć w tym swój wyznaczony dział, i radować się w swoim trudzie – jest to dar Boży [dla niego]”.

Chciałabym, abyś w tym fragmencie zwrócił uwagę na słowa „przeznaczona część” oraz „wyznaczony dział”. Poselstwo, jakie Salomon przekazuje w tym miejscu, brzmi zasadniczo tak: ciesz się życiem. Weź swój „wyznaczony dział” i ciesz się nim. Innymi słowy, wyjdź naprzeciw życiu i zaakceptuj je – osobowość, mocne i słabe strony, rodzinę, środki finansowe, możliwości, cechy fizyczne, umiejętności, obdarowania i całą unikalność – jaką obdarzył ciebie Bóg.

Być może zmagasz się z rzeczami, które z pozoru nie stanowią problemu dla innych. Na przykład możesz mieć jakąś ułomność fizyczną bądź trudność w uczeniu się. Możliwe, że chciałeś pójść na studia, ale nie mogłeś. Może sądzisz, że nie masz tylu niezwykłych cech czy znaczących uzdolnień, jakie ma ktoś inny. Być może oczekujesz, by inny był twój mąż, twoje dziecko, twoja praca czy sytuacja finansowa. Cokolwiek by to nie było, powinieneś wziąć to, co masz i zdecydować, że zrobisz z tym coś najlepszego, co tylko możesz. Ostatecznie, twoje życie nie ulegnie zmianie, dopóki nie zaczniesz postępować w ten sposób.

Bóg oczekuje od ciebie wierności w twoim życiu, nie będzie cię rozliczał z życia kogoś innego. W Ewangelii Mateusza 25 widzimy, że pan wręczył talenty (rodzaj środków płatniczych w Nowym Testamencie) trzem osobom. Jednej z nich dał pięć talentów, innej dwa, a jeszcze innej jeden. Biblia podaje, że pan udzielił każdemu według miary jego zdolności. Następnie udał się w daleką podróż, a potem powrócił, aby rozliczyć każdego człowieka z powierzonych mu przez niego talentów. Człowiek, który otrzymał pięć talentów zainwestował je i zyskał kolejnych pięć. Był w stanie nie tylko zwrócić swemu panu to, co mu powierzył, ale oddać podwójną miarę tego, co otrzymał na początku. Ta sama sytuacja miała miejsce w przypadku człowieka obdarzonego dwoma talentami. Ale człowiek, który miał tylko jeden talent, zakopał go, gdyż bał się, i zwrócił panu jego pierwotnie przekazany talent. Pan był zadowolony z pierwszego i drugiego człowieka, ale ostro napomniał trzeciego z nich. Od tego człowieka pan wymagał jedynie zaakceptowania swego talentu, zainwestowania go i oddania mu z powrotem czegoś więcej niż tego, co otrzymał na początku, a wówczas powiedziałby mu: „Dobrze, sługo dobry i wierny!” Człowiek ten jednak nie był posłuszny słowom pana, gdyż nie zrobił nic z tym, co miał.

Fakt, że trzeci człowiek nie miał tyle, co pierwsi dwaj, nie ma nic wspólnego z nagrodą, jaką mógł otrzymać, gdyby wiernie postąpił z tym, co miał. Bóg czyni nas odpowiedzialnymi za dary, które otrzymaliśmy my sami, a nie ktoś inny. Co robisz z tym, co otrzymałeś? Wierzę, że wszyscy powinniśmy dość często zadawać sobie tego rodzaju pytanie.

WYKORZYSTAJ TO, CO MASZ, W JAK NAJLEPSZY SPOSÓB

Często słyszę, jak kobiety mówią: „Chciałabym wyglądać jak moja przyjaciółka”. Zwykle nasuwa mi się odpowiedź: „Wiesz co? To nie tak. Weź to, co naprawdę masz i skorzystaj z tego jak najlepiej”. Na przestrzeni lat dokonywałam sama takiego porównywania się z innymi i musiałam nauczyć się, jak sobie z tym radzić.

Odpowiedź na ten problem dotarła do mnie w najzwyklejszy możliwy sposób, gdy Dave i ja odbywaliśmy podróż samolotem z dwojgiem naszych przyjaciół. Wyjaśnię, że Dave’a i mnie nigdy nie można było posądzić o „lekkie podróżowanie”. Tego dnia nasz bagaż składał się z dziewięciu walizek. Zważywszy na to, jak często jesteśmy w podróży, dawno temu podjęłam decyzję, że chcę czuć się komfortowo i mieć ze sobą wszystko, czego mogę potrzebować. Z tego też powodu zawsze zabieram zbyt dużo rzeczy.

Para naszych przyjaciół miała tylko dwie walizki – średniej wielkości walizkę na kółkach oraz mniejszą, którą nieśli w ręku. Gdy ich zobaczyłam, pomyślałam: Chwileczkę, Dave i ja to dwoje ludzi; nasi przyjaciele to dwoje ludzi. My mamy dziewięć waliz; oni mają dwie. Czy ja czegoś nie rozumiem?

W końcu spojrzałam na moją przyjaciółkę i powiedziałam żartobliwie: „Wiesz co? Częściowym wyjaśnieniem faktu, że mam większy bagaż niż ty, jest to, że muszę po prostu poświęcać więcej czasu niż ty, by wyglądać dobrze. Muszę mieć ze sobą więcej kosmetyków do makijażu twarzy, więcej lokówek, więcej sprayów do włosów, utrwalaczy i pianek oraz wszystkiego innego”.

Niektórzy z nas muszą po prostu dołożyć więcej wysiłku niż inni, aby wyglądać dobrze. Moja przyjaciółka ma ładne, mocne i naturalnie kręcone włosy. Prawie nie musi nic przy nich robić, by dobrze wyglądały. Z drugiej strony, ja mam włosy, które wymagają mycia, spryskiwania, suszenia, stosowania sprayów i wszelkiego innego rodzaju kosmetyków. Potrzebuję co najmniej kilku produktów do pielęgnacji włosów, w różnych pojemnikach i butelkach, aby ułożyć swoje włosy, podczas gdy moja przyjaciółka musi je tylko umyć i robiąc niewiele więcej, jest już gotowa do wyjścia.

Marzę o tym, by nie musieć spędzać tyle czasu i energii na pielęgnacji moich włosów. Naprawdę bym tego chciała, ale samo chcenie nie zmieni moich włosów! Muszę być zadowolona z tego, co Bóg mi dał, a jeśli to, co mi dał, wymaga więcej czasu niż to, czym obdarował kogoś innego, to muszę pogodzić się z tym faktem.

Podobnie i ty, powinieneś być zadowolony ze swojego życia. Bóg dał ci wszystko, co ma, z pewnego powodu – i w konkretnym celu. Cała twoja osoba jest efektem Bożego planu. Nie sugeruję ci teraz, abyś zaprzestał działań w sytuacjach, które możesz poprawić, ale zachęcam cię do pogodzenia się z tym, jak Bóg cię stworzył, i do zaakceptowania życia, które ci dał. Nie narzekaj; nie porównuj się z innymi; nie zazdrość komuś innemu z powodu jego życia i nie marnuj swego cennego czasu na marzeniach, by rzeczy wyglądały inaczej. Uświadom sobie fakt, że życie każdego człowieka ma dobre i złe strony, momenty szczęśliwe i smutne, łatwe i trudne, zawiera w sobie mocne i słabe strony. Gdy spojrzysz na to z szerszej perspektywy, to zobaczysz, że twoje życie tak naprawdę nie różni się od życia kogokolwiek innego. Mogą być pewne specyficzne różnice, ale nikt nie ma doskonałego życia. Zdecyduj dzisiaj, by zrobić pierwszy krok. Ucz się cieszyć swoim codziennym życiem. Wykorzystuj je w jak najpełniejszy sposób. Zaakceptuj swoje życie, gdyż Bóg nigdy nie da ci życia kogoś innego!

ZAAKCEPTUJ TO, CO ZWYCZAJNE

Kolejny klucz do prawdziwego szczęścia leży w zrozumieniu, że większość życia polega na „codzienności”. Nasze życie opiera się głównie na rutynowych zajęciach – seriach niepozornych wydarzeń, które mają miejsce dzień po dniu, rok po roku. Jeśli więc mamy naprawdę cieszyć się każdym dniem, powinniśmy nauczyć się akceptować to, co zwyczajne – odnajdować radość w drobiazgach, doceniać małe błogosławieństwa i widzieć przyjemne strony okoliczności i sytuacji, których inni ludzie mogą nie zauważać.

Czasami ludzie uważają, że cieszenie się życiem oznacza świętowanie specjalnych okazji, celebrowanie ważnych przełomowych wydarzeń, otrzymywanie podwyżek i awansów, wyjazd na wakacje, kupienie nowej rzeczy, wygraną w jakimś ważnym konkursie czy też podpisanie dużego kontraktu na korzystnych warunkach. Prawda jest taka: życie to nie huczne przyjęcie! Nie powinniśmy oczekiwać, że każdy powszedni dzień będzie nam przynosić powody do rozrywki, nie możemy też siedzieć z założonymi rękami, czekając na kolejne ekscytujące wydarzenie. Na szczęście te wszystkie znaczące rzeczy faktycznie mają miejsce, ale nie ma ich zbyt wiele i są stosunkowo rzadkie. Z pewnością nie zdarzają się codziennie czy raz w tygodniu, ani nawet raz w miesiącu. Powinniśmy świętować takie szczególne życiowe okazje i wielkie wydarzenia, ale pomiędzy nimi musimy być w stanie odnaleźć radość, stojąc w korku ulicznym lub wtedy gdy idziemy do pracy, sprzątamy mieszkanie, wychowujemy dzieci, wynosimy śmieci, płacimy rachunki czy też mamy do czynienia z gderliwymi sąsiadami. Wszyscy musimy podejmować swoją odpowiedzialność i obowiązki, więc kiedy mówię o cieszeniu się każdym dniem, nie mam na myśli zabawiania się od świtu do nocy, czy też dążeniu do tego, aby wszyscy wokół nam przez cały czas ustępowali. Mówię natomiast o „codziennych” sytuacjach, które wymieniłam w tym rozdziale oraz o całej masie innych, o których nie wspomniałam, o takich okolicznościach, w których naprawdę mamy szansę uczyć się, jak cieszyć się życiem. Radość życia rozpoczyna się od decyzji, gdyż prawda jest taka, że bez względu na to, jakiego typu życie mamy, nie będziemy się nim w stanie cieszyć, dopóki się na to nie zdecydujemy.

Większość życia składa się ze wstawania rano i kładzenia się spać wieczorem oraz robienia tego, co powinniśmy, w międzyczasie. Stwierdzenie to przypomina mi słowa zapisane w Ewangelii Marka 4:26,27 (BW). Jezus powiedział: „Tak jest z Królestwem Bożym, jak z nasieniem, które człowiek rzuca w ziemię. A czy on śpi, czy wstaje w nocy i we dnie, nasienie kiełkuje i wzrasta; on zaś nie wie jak”. Ten fragment Pisma Świętego uczy nas o tym, co dzieje się z ziarnem – następuje proces wzrostu i odżywiania – czego nikt nie jest w stanie zobaczyć. Większa część rozwoju ziarna przebiega, gdy jest ukryte w ziemi.

Ta sama zasada działa w naszym życiu. Większa część życia przebiega, gdy nikt na nas nie patrzy, a Bóg pracuje w nas w takich zwyczajnych momentach. To właśnie w tych chwilach, gdy nie dzieje się nic znaczącego, a wszystkie sprawy przebiegają normalnym torem, rozwija się nasz charakter i zdolność do cieszenia się codziennością. A gdy umiemy odnajdować przyjemność z życia chwila za chwilą, dzień po dniu, tydzień po tygodniu i rok po roku, odkrywamy, że całe życie staje się bogate, głębokie i satysfakcjonujące. Prawdziwego życia nie znajdujemy, przybywając do miejsca przeznaczenia, znajdujemy je w drodze.

MOŻEMY BYĆ SZCZĘŚLIWI

Niedawno znalazłam pewną historię o kobiecie, która nauczyła się cieszyć życiem codziennym po wielu latach prób. Kończąc ten rozdział, chciałabym opowiedzieć ci o jej doświadczeniach.

Nigdy nie zaliczałam się do osób wysportowanych. Nigdy też zbytnio nie interesowałam się sportem, a grywanie z chłopakami w touch futbol zarzuciłam, gdy wkroczyłam w okres dojrzewania. Spróbowałam tenisa. Uderzałam jednak piłką za wysoko, zbyt daleko i za mocno w stronę lewego pola. Próbowałam grywać w softball. Dzięki Bogu, w tej grze piłka jest „miękka” i duża, bo gdy uderzyła mnie w oko, skończyło się tylko na tym, że poczułam się okropnie. Zaczęłam też biegać, ale nigdy jakoś nikt mnie nie ścigał.

W końcu poprzestałam na chodzeniu, co praktykowałam przez dobrych kilka lat. Potrafiłam przejść codziennie dystans pomiędzy 5 a 8 kilometrów. Uświadomiłam sobie, że istnieje olimpijska dyscyplina sportu nazywana „chodziarstwem”, ale kiedy przymierzyłam się do tego, udało mi się jedynie przetrącić sobie biodro.

Z pewnością nie jestem wysportowana, ale jakoś sobie radzę, zwłaszcza w średnim wieku. To sprawia, że powstaje w mojej głowie pytanie. Kiedy wkroczyłam w środkowe lata życia? Pamiętam, gdy skończyłam trzydziestkę. Musiałam pójść z wizytą do terapeuty, bo wiedziałam, że już po mnie. Pamiętam czterdziestkę. Musiałam odwiedzić terapeutę dzień po tym, jak moje najstarsze dziecko skończyło szkołę średnią i wyprowadziło się z domu, bo wiedziałam, że moje życie jest skończone.

Następnie osiągnęłam pięćdziesiąty rok życia i byłam podekscytowana na myśl o tym, że będę mogła przyłączyć się do organizacji zwanej Amerykańskim Stowarzyszeniem Emerytów. Mój mąż był szczególnie zadowolony, gdyż jest młodszy ode mnie, a też musiał się tam zapisać!

Pięćdziesiątka stała się wiekiem pełnym magii. Wiedziałam, że dopóki zachowam dobry stan zdrowia, to biorąc pod uwagę nasze czasy i rozwój medycyny, mam przed sobą jeszcze dobrą połowę życia. Potem zaczęły się problemy z astmą. W porządku, dolegała mi wcześniej, ale po pięćdziesiątce objawy były tak dotkliwe, że stanowiły zagrożenie życia. Potem przyszło mi zmierzyć się z fibromialgią. Tak, cierpiałam na tę dolegliwość wcześniej, ale nie zagrażała życiu. Następnie pojawił się artretyzm, a ostatnio, w wieku pięćdziesięciu pięciu lat, cukrzyca. Mniej więcej w tym okresie zaczęłam mocno interesować się lekami. Jednak pewnego dnia stałam się wolną osobą.

Zaczęłam dostrzegać zachodzące słońce, i teraz miałam czas, by zatrzymywać się i naprawdę podziwiać piękno i wielkość otaczającej mnie natury. Potem odkryłam wschody słońca, szybko orientując się, że jeśli stracę wczesny ranek, to minie mnie najpiękniejsza pora dnia. Później, mogąc obserwować zmieniające się pory roku, zaczęłam zauważać w sobie rosnące z tego powodu poczucie wdzięczności. Pierwsze tchnienie wiosny, szelest liści pod moimi stopami jesienią.

Gdy dotykała mnie choroba, odkryłam, że tak naprawdę cieszę się pozostawaniem w samotności – czasem spędzonym na refleksji, zebraniu myśli, a przy okazji modlitwie. Uświadomiłam sobie, że doświadczałam w swym życiu okresu wieku średniego i dłużej już nie traciłam kolejnych chwil, skuta łańcuchami zmartwień o to, co przyniesie jutro. Zdałam sobie sprawę, że troska o jutro sprawiała jedynie, że nie zauważałam błogosławieństw dnia dzisiejszego.

Nie zawsze jest to łatwe. Stosy prania i piętrzące się naczynia do pozmywania mogą zabrać cały dzień. Jednak w takich okolicznościach nie zmuszam się do zbyt ciężkiej pracy. Tak więc zapominam pościelić łóżko, gdy skupiam się na obserwowaniu, jak różowy blask świtu wychodzi na spotkanie wschodzącego słońca. Mam czas na przechadzkę po naszym zalesionym skrawku ziemi z moim malutkim jamnikiem rwącym się na smyczy.

Codziennie wychodzę na spotkanie dnia. Zachodom słońca mówię dobranoc. W ciągu ostatnich pięciu lat obserwowałam bacznie wiele zachodów słońca i nigdy nie widziałam dwóch takich samych. Poznaję mojego Stwórcę jak nigdy przedtem, a On ujawnia mi co nieco z tajemnic życia. Nabieram pewności, że wszystko to nie stało się przez przypadek.

Karmię ptaki i rozkoszuję się ich różnorodnym ubarwieniem, szczególnie wiosną. Przyciągam krzesło, na którym staję, aby wypełnić karmniki aż po brzegi. Wypowiadam krótką modlitwę, gdy lekko przechylona, kołyszę się na krześle i śmieję się do siebie i wszystkich pretensji, jakie zanosiłam, gdy byłam młodsza. Ogromnie cieszę się ze swojego życia. Dziękuję Bogu za wszystkie te cenne drobiazgi, jakie przynosi każdy dzień. Przyjaciele. Rodzina. Sąsiedzi. I zdrowie – zdrowie duszy. Wreszcie zrozumiałam, czym jest prawdziwe zdrowie, a gdy je masz, to tak naprawdę masz wszystko.

Autorka tej historii nie potrafiła naprawdę cieszyć się życiem, dopóki nie doświadczyła choroby. Często zdarza się, że ludzie pędzą przez życie, nie zatrzymując się, by cieszyć się dniem codziennym. Potem, gdy przychodzi kryzys, ostatecznie zwalniają, w stopniu, który pozwala im cieszyć się życiem, rodziną, przyjaciółmi, pracą oraz samym faktem bycia żywą istotą.

Nie chcę, aby kryzys czy choroba musiały być katalizatorami, które sprawiają, że cieszysz się każdym dniem twego życia. Chciałabym, abyś teraz wybrał szczęście – ponieważ to jest sprawa decyzji. Twe życie jest Bożym darem dla ciebie, nawet w tej swojej rutynowej powszedniości i zwyczajności. Dziś podejmij decyzję, że przestaniesz wyczekiwać wielkich przełomów i ekscytujących wydarzeń, aby być szczęśliwym. Tak naprawdę, zrób coś dzisiaj, co podniesie twój poziom radości w codziennym życiu.

Fragment książki „Sekret prawdziwego szczęścia”

Powiązane