Urodziłem się w Punkin Center…
Urodziłem się w Punkin Center…
Urodziłem się i wychowałem w małej miejscowości zwanej Punkin Center. To bardzo wiele wyjaśnia. Punkin Center było niewielkim miasteczkiem na Florydzie, w którym przyszedłem na świat w 1941 roku. W tamtych czasach Floryda była prowincją. Byliśmy tak bardzo do tyłu, że dopiero w latach czterdziestych zawitały do nas lata pięćdziesiąte. Podobnie było z następną dekadą.
Często wspominam swoje małe miasteczko. Nasze domy były małe i brzydkie, zbudowane wzdłuż jednej linii, a wszystkie zakupy robiliśmy w jedynym sklepie należącym do wytwórni opakowań na pomidory. Podczas wojny Punkin Centre było tak biedne i małe, że duży pies mógł służyć za wóz strażacki! Naszym największym przemysłem, poza wytwórnią opakowań, była stupięćdziesięciokilogramowa pani handlująca kosmetykami Avon’u!
Wychowywaliśmy się na ulicy. Czy kiedykolwiek słyszałeś o psach ulicznych? Ja byłem ulicznym dzieckiem. Nie mieliśmy prawa przebywać w domu. Pamiętam jak mama mówiła: “Po wejściu do domu umyjcie nogi”. Zawsze musiałem to zrobić przed pójściem do łóżka. Oprócz zimy nigdy nie nosiłem butów. Wiele czasu spędzałem pod naszym domem. W tamtych czasach budowano nad powierzchnią ziemi, dzięki temu było to jedyne chłodne miejsce w upalne dni. Nawet tam często popadałem w tarapaty.
Nasza rodzina była biedna i wychowywaliśmy się na zupie pomidorowej z ryżem. Turystom z północy, przyjeżdżającym w nasze strony z przyczepami campingowymi sprzedawałem owoce guavy i pomarańcze. Był to sposób na zdobycie jakichkolwiek pieniędzy. Niekiedy wspinałem się na drzewa guavy, aby samemu się posilić.
Mój ojciec pracował jeżdżąc ciężarówką i rozwożąc lody a następnie, przez jakiś czas, prowadził taksówkę. Byliśmy bardzo biedni i nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jak bardzo.
Ojciec niedawno zmarł. Na szczęście przed śmiercią pojednał się z Bogiem. Miesiąc przed śmiercią, poprosiłem go, aby podzielił się z nami historią swojego życia, którą później moglibyśmy przekazać wnukom. Zaprosiłem go do mojego pokoju, gdzie wszystko nagraliśmy na taśmę.
– Powiedz nam coś o sobie – poprosiłem go.
Zaczął opowiadać historię swojego życia. Urodził się w północnych wzgórzach stanu Georgia, przed ‘wielkim krachem’ na giełdzie. Niektórzy z jego rodziny produkowali bimber. Kiedy miał dwanaście lat, razem z wujkiem jeździł po okolicznych wzgórzach i sprzedawał go. Wujek zmarł pewnego zimowego wieczora. Popsuł się im samochód, więc ojciec rozpalił w mim ognisko, aby nie zamarznąć na śmierć. Wychowywał się w trudnej rodzinie i miał ciężkie dzieciństwo.
Narodził się na nowo w ostatnich latach swojego życia i bardzo kochał Pana. Nigdy nie opuścił spotkania w kościele, płacił dziesięcinę i wszystkim rozpowiadał, jak go Bóg zbawił. Mieliśmy wtedy bardzo dobrą relację.
Mama pochodziła także ze stanu Georgia W momencie naszego spotkania zapytałem ją:
– Powiedz mi, czy byliście biedni?
Odpowiedziała – Nie kochanie, nie byliśmy biedni.
Dodałem: – Mamo, przecież wiesz, gdzie się wychowywałaś i wcale się wam nie przelewało.
– Nie byliśmy biedni – powtórzyła.
Zapytałem więc: – Czy wasz dom był kiedykolwiek malowany?
– Nie, nie był.
– Mieliście prąd?
– Nie, nie mieliśmy prądu.
Ponowiłem swoje pytanie: – Więc nie byliście biedni?
– Nie, nie byliśmy.
– A mieliście bieżącą wodę i kanalizację w domu?
– Nie mieliśmy.
– Więc mieliście wychodek – stwierdziłem.
– Nie, nie mieliśmy. Wszyscy chodzili za potrzebą do lasu.
– I nie byliście biedni? – zapytałem jeszcze raz.
Mama odpowiedziała: – Nie, wcale nie byliśmy biedni. Prawda jest taka, że byli bardzo biedni, lecz nie zdawali sobie z tego sprawy. Byli szczęśliwi.
Razem z siostrami wychowywaliśmy się podobnie. Nie było to chrześcijańskie wychowanie. Sam się musiałem o siebie troszczyć i już w szkole podstawowej wplątywałem się w kłopoty. Obracałem się w nieciekawym towarzystwie i różne głupie pomysły przychodziły nam do głowy. Może nie skrzywdziliśmy nikogo, lecz byliśmy okrutni. Potrafiliśmy na przykład wrzucić kaczkę z otwartą raną do słonej wody. Nieustannie byłem w tarapatach. Trzy razy nie otrzymałem promocji do następnej klasy a w dziewiątej wyrzucono mnie ze szkoły. Nie byłem zbyt bystry. Jeżeli ktoś wsadziłby mój mózg sójce, latałaby do tyłu! Nigdy się nie uczyłem i zawsze chodziłem własnymi drogami.
Znalazłem się w sytuacji, w której musiałem wybierać pomiędzy więzieniem a służbą w wojsku. W tych czasach za niewielkie wykroczenia, zamiast więzienia można było pójść do wojska. Trafiłem do armii jako szeregowy i trzy lata później kończąc ją miałem ten sam stopień. Krótko potem spotkałem moją przyszłą żonę, Mary. Przekonała mnie do ślubu. Małżeństwo z Mary, oprócz oddania życia Jezusowi, było najlepszą rzeczą, jaką zrobiłem w życiu.
Mając trzydzieści lat obudziłem się pijany gdzieś w lasach Fort Myer, na Florydzie. Nic nie pamiętałem. Obudziłem się z liśćmi we włosach i chaosem w głowie. Moje życie było beznadziejne. Doszedłem do dna, chociaż nigdy nie sądziłem, że mi się to przydarzy. Sześć miesięcy później narodziłem się na nowo. Świadectwo mojego życia jest niezwykłe. Moja żona przyjęła Jezusa do swojego serca pierwsza i przez swoją miłość mnie również pomogła wejść do Bożego Królestwa.
Mój problem nie polegał na tym, że wyrastałem w Punkin Center, lecz że ta miejscowość ‘wyrosła’ we mnie. To sprawiło, że zostałem głęboko zraniony. Wszystkie wody świata nie zaleją twojej łodzi jeżeli nie wpuścisz ich do środka. Dołuje cię jedynie to, co dostało się do twojego wnętrza.
Nie daj się zdominować swojemu pochodzeniu
Środowisko ma ogromny wpływ na ludzkie życie. Słuchałem nauczania dr Kennetha Hagina, który dzielił się swoimi doświadczeniami z częstych podróży. Mówił, że wprost mógł dostrzec i czuć złe duchy ponad poszczególnymi miejscowościami. Dorastałem pośród takich właśnie duchów! Doskonale rozumiem ten problem i zdaję sobie sprawę, że nie jest łatwo się od tego odciąć.
“Środowisko, które rozwija się w twoim wnętrzu może cię zranić. Gdyby było inaczej, wystarczyłoby zmienić miejsce zamieszkania i każdy mógłby sobie polepszyć życie. Kiedy ktoś się przeprowadzi, szuka w nowym miejscu podobnego środowiska, w jakim wyrastał dotychczas. Wiem to z autopsji. Czuje się tam bezpiecznie, ponieważ nie oczekuje się tam od nich niczego szczególnego; znajduje się pośród podobnych sobie. Określone środowisko przyciąga jak magnes.
Wychowywałem się w dysfunkcyjnym domu a w tamtych czasach nie mieliśmy książek dr Dobsona na temat, jak wychowywać dzieci z silnym charakterem. Nie słyszeliśmy jego wykładów na temat temperamentu. Nie rozumieliśmy nawet, co znaczy słowo ‘dysfunkcyjny’. Jednak mój dysfunkcyjny świat kształtował moje spojrzenie na świat i sposób myślenia.
Zranienie może się mocno w tobie zakorzenić. Wiele kobiet w naszym kościele było wykorzystywanych, zarówno seksualnie, jak i inaczej. Wielu mężczyzn również było wykorzystywanych i często sądzą, że po prostu zostawią to za sobą. Nie jest to łatwe. Bez Jezusa wręcz niemożliwe! Wszystko to rozwija się w twoim wnętrzu i ma negatywny wpływ na przyszłość. Nie chcesz, żeby tak było i mówisz: “Poradzę sobie. Nie poddam się temu jak inni w mojej rodzinie”.
Nie masz na to jednak wpływu. Poczucie niższości i niedowartościowania będą z ciebie wypływać. Może mówisz: – To wina ludzi, to przez nich.
Nie, ludzie nie mogą umieścić w tobie złości. Mogą ją jedynie rozniecić, jeżeli jest w tobie.
Więcej informacji o książce „Drabina na szczyt” kliknij tu.
Tagi: przywództwo Sherman Owens