Kontakt +48 91823 87 60
W poszukiwaniu zaginionych owoców

W poszukiwaniu zaginionych owoców

W poszukiwaniu zaginionych owoców

Jezus wybrał na jedną z podstawowych form swojego nauczania przypowieść, jako narzędzie, którym posługiwał się najczęściej, kiedy chciał powiedzieć coś do tłumów. Myślę, że mogło być wiele tego powodów. Jednym z nich jest to, że przypowieść z wyciągniętym z niej morałem można szybciej przedstawić i łatwiej zapamiętać, niż np. formę wykładową. Z drugiej strony musimy też pamiętać o problemach natury technicznej – Jezus mówił zwykle do setek, często do tysięcy a zdarzało się również, że do kilkunastu tysięcy, słuchających Go ludzi. Nie posługiwał się przy tym nagłośnieniem, więc długie rozważania prowadzone maksymalnie wytężonym głosem byłyby zbyt obciążające. Za to wykrzyczenie kilku krótkich przypowieści z przerwami między jedną a drugą mogło wykonać pracę w słuchaczach. Jednak musimy też zauważyć, że przypowieść jest formą, która niesie pewną trudność. Nowy Testament mówi, że Jezus wszystkie swoje przypowieści wyjaśniał uczniom na osobności. Możemy się więc domyśleć, że nawet osoby tak bliskie Mu jak apostołowie, nie zawsze potrafili zrozumieć sens i wyciągnąć właściwy morał z tego, o czym mówił Jezus. Jest więc zawarty w tej formie przekazu pewien zamierzony poziom trudności.

Relacje dotyczące działalności Jezusa mówią o tym, że nie mówił niczego bez przypowieści. Czy to znaczy, że nie chciał być zrozumiany? Myślę, że gdyby było to prawdą, to w takim przypadku najlepiej byłoby nic nie mówić. Jednak ta forma przekazu sugeruje mi, że Jezus chciał być zrozumiany nie przez wszystkich. Zależało Mu na tym, by Jego poselstwo dotarło szczególnie do tych, którym najbardziej na Nim zależy. Rzecz jasna – mógłby powiedzieć wiele rzeczy wprost, jednak pozostawia nam słowa, w których znajduje się pytanie: „Czy naprawdę zależy ci na tym, by zrozumieć co mam dla ciebie do powiedzenia? Czy jesteś wrażliwy na moje oczekiwania, które sugeruję w tym, co do ciebie mówię?”. Jezus wybierając formę przypowieści mówi nam: „Nie chcę niczego od ciebie się domagać, ale chcę byś był wrażliwy na to, co ci sugeruję.”.

Jezus wybrał na jedną z podstawowych form swojego nauczania przypowieść, jako narzędzie którym posługiwał się najczęściej kiedy chciał powiedzieć coś do tłumów. Myślę, że mogło być wiele tego powodów. Jednym z nich jest to, że przypowieść z wyciągniętym z niej morałem można szybciej przedstawić i łatwiej zapamiętać, niż np. formę wykładową. Z drugiej strony musimy też pamiętać o problemach natury technicznej – Jezus mówił zwykle do setek, często do tysięcy a zdarzało się również, że do kilkunastu tysięcy, słuchających Go ludzi. Nie posługiwał się przy tym nagłośnieniem, więc długie rozważania prowadzone maksymalnie wytężonym głosem byłyby zbyt obciążające. Za to wykrzyczenie kilku krótkich przypowieści z przerwami między jedną a drugą mogło wykonać pracę w słuchaczach. Jednak musimy też zauważyć, że przypowieść jest formą, która niesie pewną trudność. Nowy Testament mówi, że Jezus wszystkie swoje przypowieści wyjaśniał uczniom na osobności. Możemy się więc domyśleć, że nawet osoby tak bliskie Mu jak apostołowie, nie zawsze potrafili zrozumieć sens i wyciągnąć właściwy morał z tego, o czym mówił Jezus. Jest więc zawarty w tej formie przekazu pewien zamierzony poziom trudności. Relacje dotyczące działalności Jezusa mówią o tym, że nie mówił niczego bez przypowieści. Czy to znaczy, że nie chciał być zrozumiany? Myślę, że gdyby było to prawdą, to w takim przypadku najlepiej byłoby nic nie mówić. Jednak ta forma przekazu sugeruje mi, że Jezus chciał być zrozumiany nie przez wszystkich. Zależało Mu na tym, by Jego poselstwo dotarło szczególnie do tych, którym najbardziej na Nim zależy. Rzecz jasna – mógłby powiedzieć wiele rzeczy wprost, jednak pozostawia nam słowa, w których znajduje się pytanie: „Czy naprawdę zależy ci na tym, by zrozumieć co mam dla ciebie do powiedzenia? Czy jesteś wrażliwy na moje oczekiwania, które sugeruję w tym, co do ciebie mówię?”. Jezus wybierając formę przypowieści mówi nam: „Nie chcę niczego od ciebie się domagać, ale chcę byś był wrażliwy na to, co ci sugeruję.”.

Istnieje różnica między potrzebą słuchania Boga i spełniania Jego woli – to dotyczy całej ludzkości, ale rzeczą zupełnie inną jest osobiste pragnienie słuchania Boga i spełnianie Jego oczekiwań. To właśnie do tej grupy ludzi zwraca się Jezus przez przypowieści.
Przyjrzyjmy się dwóm krótkim przypowieściom Jezusa, przez które z pewnością chce coś nam powiedzieć.

28 Jak wam się wydaje? Pewien człowiek miał dwóch synów. Podszedł do pierwszego i powiedział: Synu, idź, pracuj dziś w mojej winnicy.
29 Ale on odpowiedział: Nie chcę. Lecz potem odczuł żal i poszedł.
30 Podszedł do drugiego i powiedział to samo. On zaś odpowiedział: Idę, panie. Ale nie poszedł.
31 Który z tych dwóch wypełnił wolę ojca? Odpowiedzieli mu: Ten pierwszy. Jezus im powiedział: Zaprawdę powiadam wam, że celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa Bożego. Mt.21,28-31 (UBG)

Opisana sytuacja dotyczy czegoś, co każdy człowiek przeżył odgrywając każdą z możliwych ról zawartych w tej przypowieści. Postawię tu kilka pytań- Czy zdarzyło ci się kiedyś powiedzieć, że zrobisz coś właściwego, a tego nie zrobiłeś? Czy zdarzyło ci się mówić, że czegoś nie zrobisz jednak po zastanowieniu zrobiłeś to? Czy zdarzyło ci się prosić kogoś o pomoc, kto zareagował entuzjastycznie, ale nic nie zrobił? Czy zdarzyło ci się prosząc o pomoc widzieć negatywne nastawienie a później pozytywne działanie tej osoby? Nasza ludzka natura nie zmienia się pomimo upływu wielu wieków. Jezus więc użył przypowieści, która musiała być zrozumiana przez wszystkich. Zadaje na koniec pytanie: „Który z synów wykonał wolę swego ojca?”. Na koniec, jak się okazuje, liczą się fakty. Myślę, że w ten sposób Chrystus chciał podkreślić pewną prawdę, która przewija się również w wielu innych przypowieściach. W jednym z miejsc stwierdza wprost

21 Nie każdy, kto mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto wypełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Mt.7,21 (UBG)

Jezus pokazuje w ten sposób, że musimy być wrażliwi i nie ulegać samozadowoleniu, które jest wynikiem złożenia właściwej deklaracji. Za nią powinny pójść wyrażające ją czyny. Faktycznie patrząc dziś na kondycję Kościoła możemy zauważyć, że dla wielu ludzi Jezus jest Panem tylko z nazwy. Jednak, gdy spojrzymy na ich zaangażowanie, możemy dostrzec, że prawdziwym panem bywa materializm, poszukiwanie przyjemności, pasje życiowe, praca i inne rzeczy, którym są podporządkowani. Myślę, że najprostsza definicja tego, co jest naszym panem mówi, że to, czemu najbardziej się poświęcamy. Jednak złudne zadowolenie z siebie mówiące, że w końcu to Jezus jest naszym Panem a wszystkie przesłaniające nam Go działania są tylko tymczasowe, stawia nas w miejscu owego syna, który powiedział „tak”, ale nie zrobił tego, czego oczekiwał od niego ojciec. Złudzenie, że wszystko jest w porządku, można umocnić w sobie poprzez ciągłe wsłuchiwanie się w słowa Boga, nieustanne zgadzanie się z nimi i podpisywanie się pod wszystkim, co Bóg zechce nam objawić, bez przechodzenia w okres działania. O tym problemie Jezus również powiedział przypowieść.

24 Każdego więc, kto słucha tych moich słów i wypełnia je, przyrównam do człowieka mądrego, który zbudował swój dom na skale.
25 I spadł deszcz, przyszła powódź, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom, ale się nie zawalił, bo był założony na skale.
26 A każdy, kto słucha tych moich słów, a nie wypełnia ich, będzie przyrównany do człowieka głupiego, który zbudował swój dom na piasku.
27 I spadł deszcz, przyszła powódź, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom, i zawalił się, a jego upadek był wielki. Mt.7,24-27 (UBG)

Bóg oczekuje owoców w naszym życiu wynikających z posłuszeństwa wobec Jego Słowa. Słuchanie tych słów, podziwianie ich i zachwycanie się nimi to za mało, by spełnić Jego oczekiwania.

6 I opowiedział im taką przypowieść: Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy. Przyszedł i szukał na nim owocu, lecz nie znalazł.
7 Wtedy powiedział do rolnika: Oto od trzech lat przychodzę, szukając owocu na tym drzewie figowym, lecz nie znajduję. Zetnij je, bo po co ziemię na darmo zajmuje?
8 Lecz on mu odpowiedział: Panie, zostaw je jeszcze na ten rok, aż je okopię i obłożę nawozem.
9 Może wyda owoc, a jeśli nie, wtedy je zetniesz. Łk.13,6-9 (UBG)

Co Jezus chce nam powiedzieć przez tę przypowieść? Jego słowa mają dotrzeć do głębi naszych serc, sięgnąć po odpowiednie struny, które mają wybrzmieć w naszej duszy. Chce, abyśmy sami odkrywali znaczenie Jego słów i zawarte w nich sugestie. Interesuje Go nasz owoc , nasze osiągnięcia, nasze czyny, poświęcenie, ofiarność, to co robimy ze swoim czasem, ze swoimi pieniędzmi, z relacjami międzyludzkimi. Być może jesteśmy drzewem figowym, które ma najpiękniejsze liście w okolicy i dobrze rozwinięte gałęzie. Może rzucamy cień, który podoba się wielu zatrzymującym się w nim osobom. Wiele rzeczy może satysfakcjonować nas w naszym chrześcijańskim życiu. Możemy cieszyć się nowoczesnym budynkiem kościelnym, nauczaniem na wysokim poziomie, profesjonalną grupą uwielbieniową i świetnymi mówcami odwiedzającymi nasz kościół. Jednak Bóg nie zapyta nas, co nas cieszyło w Kościele ani o to, jak czuliśmy się na nabożeństwie. Nie jest to też ważne, jak bardzo jesteśmy zainspirowani. Bóg zapyta nas o to, co miało ucieszyć Jego- „Gdzie jest owoc, na który czekam? Co jest twoim osobistym wkładem w funkcjonowanie tego Kościoła? Czy Kościół straciłby cokolwiek, gdyby ciebie w nim nie było? Co robisz w imieniu Bożego Królestwa wobec świata na zewnątrz? Ilu ludzi zostało zbawionych dzięki twojej ewangelizacyjnej gorliwości?”. Czy kiedykolwiek zdecydowałeś się szczerze zapytać Boga: „Boże, co powinienem zmienić w swoim życiu? Może jest coś, co Ci się we mnie nie podoba?”. Czy masz odwagę, aby zapytać Go, na ile jesteś dla Niego użyteczny? Z doświadczenia wiem, że Bogu jest łatwiej opowiadać o swoich potrzebach, niż pytać Go o Jego pragnienia i zamiary związane z naszym życiem. Jest to czymś usprawiedliwionym w przypadku duchowych dzieci, skoncentrowanych na sobie, jednak gdy osiągamy pewien poziom duchowej dojrzałości, musimy zgodzić się z tym, że żyjemy tutaj, by spełniać Jego wolę. Musimy więc zacząć szukać jej w zdecydowany sposób i nie pozwolić na pominięcie czegokolwiek z tego, co mamy do zrobienia. Wielu wierzących znajduje się w sytuacji, w której wyżej zacytowane przypowieści są opisem ich życia. Boimy się jednak do tego przyznawać, nawet sami przed sobą. Jeszcze bardziej odczuwamy niechęć do tego, by ktoś nas w tym napominał. Jednak, by wyjść z tego stanu, potrzebujemy przyjąć napomnienie, modlić się o nie do Boga. Kiedy szczerze mówimy: „Panie, wiem, że zawodzę. Jest zbyt wiele rzeczy, których nie rozumiem, by móc zmienić swoje życie w jednej chwili, ale proszę obłóż mnie nawozem jak to drzewo figowe. Przemawiaj do mnie i odżywiaj mnie tym, co pomoże mi wydać owoc”, to może stać się dla nas początkiem zwrotu w naszej historii. Bóg, gdy napomina swoje dzieci, robi to w sposób nacechowany miłością i troską o nie. Niestety, gdy Boże dzieci napominają siebie nawzajem, często prowadzi to do kłótni lub zatwardziałości. My jednak stoimy przed wyborem przyjęcia osądzającego Słowa, które przyczyni się do wprowadzenia zmian, lub zostać na wcześniejszej pozycji. Chcę więc zadać wprost pytanie związane z tym rozważaniem: Czy potrzebujesz coś zmienić w swoim życiu? Jeśli tak, to co? Jeśli tak, to kiedy zamierzasz zacząć? Jeśli tak, to po czym poznasz, że owa zmiana przyniosła pozytywny rezultat?

Chciałbym zakończyć słowami apostoła Pawła, które mają szczególnie teraz dla mnie wielkie znaczenie:

31 Bo gdybyśmy sami siebie sądzili, nie bylibyśmy sądzeni. 1Kor.11,31 (UBG)

Link do książek Leszka Korzenieckiego dostępnych w IW Compassion.

 

Powiązane